Standardowa wyprawa do osiedlowego marketa. Wiecie jak to jest zabrakło czegoś, czy też coś tam z domowników by sobie podjadł a akurat nie ma tego w domu. Czyli nie wielkie zakupy tylko spacerek rekreacyjny po mleczko. Godzina 11, mówię sobie tłoku nie będzie, poranni wstawacze już byli a popołudniowi jeszcze się nie zebrali w sobie żeby wyjść.
Wchodzę zadowolona w uszach słuchawki do których zapodaje melodię "P!nk", na widok tłumu szczęka mi opada. Ale co tam myślę zrobię szybkie zakupy i uciekam. Slalom między wózkami opuszczonymi przez właścicieli i starszymi paniami, które usilnie tarasują drogę i nie reagują na głośne "Przepraszam", powoli podnosi mi ciśnienie. Zmówiły się czy co? Może idą z kursu samoobrony albo gdzie powinny odpoczywać siatki jak już się zmęczą i wszystkie postanowiły sprawdzić teorię w praktyce.
Przepycham się po te kilka produktów i pędzę do kasy. Żebyście widzieli moją minę kiedy staje w kolejce wijącej się jak wąż po sklepie. Już miałam cisnąć zakupy i iść w cholerę. W głowie jednak widok syna "Mamusiu kupisz mi te pyszne rogaliki". Kupie pewnie że kupie, choćbym miała paść trupem w tej kolejce. Stoję, przestępuje z nogi na nogę. Powoli tracę cierpliwość, bo wszystkie kasy chodzą, kasjerki się uwijają a kolejka posuwa się jak żółw. Bo oczywiście jak jedna z drugą przez 10 minut poszukuje tego grosika co go tam gdzieś widziała mimo że kasjerka mówi że nie potrzebuje i sama ma dość, to jak ma się przesuwać. Starsze Panie próbują się wpychać, a to jedna przed drugą co jakiś czas przede mnie. Mamroczą na siebie pod nosem a słownictwa nie powstydził by się żaden lump osiedlowy. Podśmiechuje się pod nosem jak nazywają się "starymi krowami" i "grubymi reblami". Pewnie mają dorosłych wnuków co ich tego uczą. W głowie zawsze miałam obraz starszej Pani jako miłej, ciepłej osoby w fotelu bujanym, robiącej szalik na drutach. Z roku na rok obraz ten bardzo traci na uroku.
Nie wiem ile tam stałam, nawet nie chce wiedzieć. Wiem jednak że to liczne towarzystwo przypędziło z pobliskiego kościoła. Wiec tam składali rączki, żarliwie się modląc, po to by wyjść być nieuprzejmym i nawymyślać sąsiadce. Świat schodzi na psy, już nawet nie ma miłych staruszek.
no babcie potrafią być wredne...tutaj też...tak jakby balkonik i udział w pierwszej wojnie światowej upoważniały do zachowań godnych rozpieszczonego dzieciaka! Nie raz już mialem kose z członkami bezzębnych brygad tygrysa pomimo, że ich szanuję i staram się jak mogę żeby nie wybuchnąć to czasami poprostu nie idzie
OdpowiedzUsuńBezzębne brygady tygrysa, uśmiałam się bo tego jeszcze nie słyszałam. Zapamiętać muszę. Kose to ja mam nieustannie z osiedlowym monitoringiem haha
UsuńWidzę, że ,,pyszne rogaliki'' zadziałały na Ciebie jak : ,,mamusiu, chcę gwiazdkę na choinkę''
OdpowiedzUsuńWiesz jaka jestem. Jak on patrzy na mnie tymi oczyma zbitego psiaka i mówi mamusiu to nie ma to tamto jestem stracona, nawet jeśli musiała bym stać 3 godziny w tej kolejce.
Usuń