Wczoraj sylwester, a dziś skutki jego nadejścia i odejścia, wręcz zejścia.
Poranek, ciężkie zderzenie z rzeczywistością. Pies wyrwał mnie z błogiego snu. No cóż psa masz to z nim wyłaź. Więc wylazłam... a tu szok. Osiedle jak pole po wojnie jakiejś. Wokół rozsiane, większe czy mniejsze, skupiska rakietowych wystrzałów. Wszystkie mega strzały, extra bumy świata o ilości i jakości świadczył chyba rozmiar śmiecia który pozostał. Jako że worek z własnymi śmieciami miałam, zbieram te mega bumy, co na mojej drodze stały, i wynoszę do kontenera. Jednak spacer poranny to nie 5 minutek, na drodze napotykam coraz więcej tych pozostałości zabawy, butelki okopcone z których rakiety w niebo kierowano no i oczywiście puszki po spożyciu które towarzyszyły przyglądaniu się wybuchom. Nie żebym miała coś przeciw fajerwerkom, uwielbiam patrzeć na te piękne rozbłyski na niebie. Ale ludzie, skoro mieliście jeszcze siłę zejść po schodach, zatargać te pakunki całe i dopić browca z sąsiadem, to weźcie kuźwa tą paczkę w której to przynieśliście, posprzątajcie po tym jak oko nacieszyliście i wywalcie do kontenera. Czy to tak wiele? Czy trzeba wokół siebie takie bagno robić? Czy w noworocznym spacerze muszą towarzyszyć wszystkim te iście dantejskie sceny.
Kac morderca, który towarzyszył mi cały dzień noworoczny, nie pozwolił mi zlitować się nad tymi widokami i zebrać coś więcej. Od nachylania łeb mi pękał i tyle. Nie nie wypiłam morza alkoholu. Ze względu na moją cherlawą posturę (47kg w porywach), nie występuje u mnie stwierdzenie symbolicznego kieliszka. Jeden kieliszek szampana wprowadził mnie w błogi stan upojenia, drugi w stan sponiewierania. Więc towarzysz ze mnie do picia żaden.
Chociaż jak przypomnę sobie jednego Pana który potwornie sponiewierał swoje oblicze to spodziewam się że gość pewnie kilka dni do siebie dochodzić będzie. Matka moja ukochana, pracującego sylwestra miała. Postanowiłam więc na obsługiwaną przez nią imprezę zawitać i złożyć życzenia. Impreza pełna kultura, fajny lokal, odstawione towarzystwo. Sama wcisnęłam na siebie co lepsze odzienie co by nie odstawać od tłumu i wioski nie robić.Było to może przed 22 jak z owej imprezy wynoszono człowieka (wręcz zwłoki), który siły nie miał nawet palcem ruszyć. Nie wiem co pił czy też czym się odurzał, ale 4 chłopa miało robotę wynieść delikwenta na powietrze bo wylewał się z rąk. W wędrówce tej, towarzyszyły owemu panu nieziemskie wymioty które nakierowały się na buty jednej z wystrojonych pań. Straszny to widok był, lecz na tym tragedia owego pana się nie zakończyła, gdyż wzywane taksówki jedna po drugiej odjeżdżały gdyż takich pasażerów zabierać nie chciano. Względnie uważam że panu temu raczej karetka by się przydała a nie taryfa bo to już pod zatrucie podpadało a nie sponiewieranie. Tak więc spędził pijaczyna kilka godzin na zimnie w towarzystwie znajomych, którzy troskliwie go doglądali i oczekiwał przybycia kogoś z rodziny.
Kac z pewnością go nie ominął. Pytanie zadaje sobie jedno, co to za sylwester jak uchlamy się w trupa i film urywa nam się o 22? Czy nie można bawić się bez alkoholu, a jeśli już z nim to z umiarem, do granic swoich możliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Daj Komenta, chętnie poznam twoje zdanie...
Oczywiście nie omieszkam odpowiedzieć.