Zaczyna mnie to stwierdzenie nurtować, bo trochę w tym prawdy. Rozkminianie tego tematu rozpoczęła GOSIA na swoim blogu i próbuję to od nieść do siebie. Może jestem sprzedajna i rozbieram się publicznie? Przecież jestem matką, nie wypada mi. Oczywiście nie chodzi mi tutaj o dosłowne, publiczne pokazywanie cycków i dupy. Chodzi o posiadanie bloga.
Oczywiście jeśli jesteś sławnym blogerem to nikt nie śmie nawet zapytać "na co ci to". A sławnym blogerem nie jestem i domyślam się że nie jedna osoba zastanawia się "po co jej to" albo "że jej się chce". I tutaj też przychodzą niechybne słowa krytyki o rozbieraniu się publicznym. Przecież mój blog nie jest anonimowy, posiada zdjęcie i wszystkim znajomym oznajmiłam że takiego bloga posiadam. Cóż ponoć przez posiadanie owego bloga rozbieram się publicznie, tak z własnego zdania się rozbieram. Oznajmiam całemu światu (znaczy się pewnej grupie osób w tym Tobie czytelniku), co myślę, czasami w dość obsceniczny i wulgarny sposób. Jeśli kogoś to rani to nie jest mi wcale przykro z tego powodu, a rozwiązaniem dla tej osoby jest nie czytanie mojego bloga. Mam własne zdanie, mam coś do powiedzenia a czy rozbieram się w ten sposób publicznie to nie mam zielonego pojęcia.
Kolejna sprawa "Sprzedałaś się". Tylko komu? Chętnie się sprzedam jeśli ktoś mi zapłaci. Zarabianie na blogu to nie zbrodnia, to przywilej i składam hołd wszystkim blogerom którzy z tytułu swoich wypocin posiadają jakiś konkretny dochód. Bo jeśli ktoś uważa że zarabianie na blogu jest niemożliwe to jest w głębokim błędzie. Zaś gdy ktoś mówi że zarabianie na blogu to sprzedanie się i własnej przestrzeni w internecie to ma jakieś dziwaczne podejście. Bardzo chętnie zarobie ciężkie pieniądze na napisaniu jakiegoś posta, chętnie przygarnę worki i walizki pieniędzy czym oczywiście nie będę czuła się jak sprzedajna dziwka.
Tak więc kochany czytelniku czy się rozbieram i sprzedaje, czy warto to czytać czy nie, to już indywidualne podejście każdego z was.
To na ile się odkrywamy w sieci jest bardzo indywidualne. To od nas zależy gdzie postawimy granicę naszej "sprzedajności". A te wszystkie afery o czerpanie profitów z pisania blogów, to zwykła zawiść małych ludzi z wielkimi kompleksami. Przecież pisać każdy może...:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJestem ekshibicjonistką więc pokazywanie tyłka nie sprawia mi problemu. To tylko mój tyłek. Nikogo nie obrażam. A ile zarabiam na blogu? Ostatni miesiąc zamknęłam 20 złotymi. Nie piszę sponsorowanych tekstów i dlatego muszę każdego dnia wstawać o 5.00 i iść do pracy. A takie zarzuty, o których piszesz stawiają zazdrosne istoty. Ja już przywykłam.
OdpowiedzUsuńJestem ekshibicjonistką więc pokazywanie tyłka nie sprawia mi problemu. To tylko mój tyłek. Nikogo nie obrażam. A ile zarabiam na blogu? Ostatni miesiąc zamknęłam 20 złotymi. Nie piszę sponsorowanych tekstów i dlatego muszę każdego dnia wstawać o 5.00 i iść do pracy. A takie zarzuty, o których piszesz stawiają zazdrosne istoty. Ja już przywykłam.
OdpowiedzUsuńJak to mówią - mój cyrk moje małpy.
OdpowiedzUsuńJak nie chcesz to nie czytaj, nie szukaj, nie komentuj.
Pozdrawiam.
Gal Anonim.
Na początku mój blog miał moje zdjęcia i każdy mógł mnie poznać zobaczyć itd.Dziś już zdjęć nie ma i tylko ok 10 osób wie że go pisze ale tylko 3 z nich mają możliwość czytania tego co tu piszę. Nie promuje go na swoim oficjalnym fejsie założyłam do tego drugiego fejsa o tej samej nazwie co blog. Swoje zdjęcie zastąpiłam obrazkiem Dambo. A wszystko to bo brak mi odwagi , bo boje się krytyki , bo mam problem z rozbieraniem się przed znajomymi i kolegami z pracy. Ale wierzcie mi marzę o tym by móc się rozebrać publicznie bez żadnego ale lub bo
OdpowiedzUsuńKomu w ogóle przychodzą takie rzeczy do głowy, "prowadzenie bloga=sprzedanie się" Oo'. Chyba nigdy bym na to nie wpadła.
OdpowiedzUsuń