Dziś taka piękna pogoda. Jak co dzień rozciągam się na leżaczku przed swoją willą, blisko basenu. W ręku szampan. Dzieci bawią się z opiekunką. Pełna sielanka. Z kuchni docierają mnie zapachy, gotowanego obiadu, kucharka jak zwykle się postarała.
O rzesz kurwa NIE.
Nie ma tak pięknie,to nie moje życie.
Jak co dzień biegam, skacze, recytuje, daje dupy i gotuje. Pranie, prasowanie, sprzątanie co by kłęby kurzu nie zaciągały mnie pod łózko. Często jednocześnie przyciskam ramieniem telefon do ucha (ważna konwersacja) gotując to prze zdrowe żarełko, na które i tak pewnie ktoś z domowników pokręci nosem (bo za zielono, za mało soli, zawsze za mało albo za dużo czegoś). Jakimś dziwnym trafem nie stać mnie na sprzątaczkę i kucharkę, a było by miło. Robię więc to wszystko sama, może nie jedna osoba się zdziwi bo przecież jak taka super blogerka :) para się tak prozaicznymi i przyziemnymi rzeczami,( jak widać musi). Nie zapominajmy oczywiście o dwójce małych wsysaczy energii, zwanych dalej K. i M., którzy nieustannie zapewniają mi rozrywkę w postaci steku pytać, po co?, na co? i dlaczego? jednocześnie posiadając nieskończone pokłady energii i roszczeń.
