Poznaliśmy się dawno temu. On starszy ode mnie i w głowie miał tak jakoś bardziej poukładane. Ja wtedy jeszcze naiwna trzpiotka na początku życia zawodowo rozrywkowego. Oboje w związkach jednak rozumieliśmy się jak łyse konie. To samo nas bawiło i tematy nam się nie kończyły. Przyjaźń? Wtedy tak myślałam serio. Byłam na etapie, że przyjaźń facet-kobieta istnieje i może przetrwać na zawsze.
Życie mi się układało i miał być ślub. Cała rozpromieniona chodziłam nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół. Może właśnie w tamtym momencie umknęły mi jakieś sygnały. Rozsyłałam, rozdawałam piękne zaproszenia. Wiadomo że skoro jeden łysy koń staje na ślubnym kobiercu, drugi musi to zobaczyć.