Życie ludzkie to wieczna harówka, ciągle za czymś gonimy, gdzieś biegniemy.
Na taki przykład: Ja.
Dzień wyliczony z czasu, czasami co do minuty. Kawa pita w biegu, lub zimna jak kto woli, bo jak była gorąca to właśnie wyskoczyło coś mega pilnego (czytaj, właśnie dziecko czegoś chciało).
Wieczorem, po prostu marzymy aby paść na łóżko i zasnąć. Kiedy ciało w końcu dotyka łóżka, czujemy się jak w niebie bo możemy się odprężyć.
I tu zaczyna się mój problem (może nie tylko mój).
Ciało moje jak z waty, domaga się relaksu, za to mózg nietrudzony pracuje na pełnych obrotach. Leże, wiercę się, analizuje czy na pewno wszystko zrobiłam, może wstać sprawdzić. Pierwsza walka, myślę "nie wstaje, niech się wali idę spać". No i leże a sen nie przychodzi. Głowa nadal pełna tego co dzisiaj, co jutro do zrobienia i tak wkoło. Po godzinie mam dość. Wstaje i się kręcę "masakra jakaś" myślę. Oczywiście jak zwykle ląduje przy komputerze, coś tam sprawdzam, coś tam pisze. Okazuje się że więcej znajomych spać nie może. Na portalu społecznościowym zaczynam rozmowę z kimś kogo nie widziałam ze sto lat. A co tam rozmowa o starych karabinach w środku nocy, czemu nie. Umysł od tych głupot zmęczony, postanawia dać odpocząć ciału. Padam prawie nad ranem, zasypiam wręcz automatycznie.
I tu kolejny koszmar: Dzwoni budzik, no cóż może wyśpię się dzisiejszej nocy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Daj Komenta, chętnie poznam twoje zdanie...
Oczywiście nie omieszkam odpowiedzieć.