Jestem naprawdę osobą tolerancyjną. Potrafię wiele znieść i przymknąć oko. Tylko co za dużo to niezdrowo. Godzina 7 rano, już słyszę jak na klatce schodowej wznawiają się prace remontowe i tak do 17-18. Śmiechy, muzyka i te piski szlifowania, takie szuranie połączone z drapaniem o tablice. Włosy się jeżą, połączenia nerwowe szaleją.
Nic nie zrobię, zagłuszam to hałasem domowym (staram się). Dookoła jednak terror w pełni. Sąsiedzi (kilku bynajmniej) w amoku po świątecznym, wtórują tym odgłosom z klatki własnymi remontami (tylko zmówili się czy co). Część remontujących się najęło sobie ekipy remontowe (łatwo poznać bo hałas u nich od 8 do 16) inni robią to na własną rękę. Dobrze, każdy chce mieć na pic glanc chatę odstawioną. Tylko ja mam dość, naprawdę. Litości ludzie ileż można.
Sąsiad trzy dni szafki wieszał tyle dziur zrobił że ściana musi jak sito wyglądać. A nie można odmierzyć, zaznaczyć i tych dziur zrobić o 100 mniej. Zastanawiałam się czy on czasem nie wykuwa drzwi do mojego mieszkania, dziurka po dziurce i prawie by mu się udało. Wiercą te dziury aż w mózgu się gotuje. Ręce mi z tego wszystkiego drżą, naczynia z nerwów tłukę do tego stopni że jeszcze tydzień i nie będzie się w czym kawy napić.

Tak tak wiem wytkniecie mi to że sama remont przeprowadzam na innym mieszkaniu. Zaznaczam tylko że sąsiadów tam nie mam, a bziczą i wiercą tylko do 16.
Z pozdrowieniami dla wszystkich co ściany dziurawią i bziczą bo swoje cztery kąty na przyjęcie gości szykują.
Polecam w takim momencie "Dzień Świra" i pogłośnić na scenie "Czy pan musi tak napierdalać od bladego świtu?"
OdpowiedzUsuńMam ten film a ta scena chyba mi gdzieś umkła. Chyba muszę znaleźć i wykorzystać to przy najbliższej okazji czyli jutro rano :)
OdpowiedzUsuń