Otwartość na ludzi, szczerość i ten niepohamowany pęd do poznawania ciągle to nowych osób, to wszystko chyba sprawia że wzbudzam dziwne poczucia zaufania w stosunku do mnie. Kiedyś zastanawiałam się nawet dlaczego tak jest że ludzie bardzo szybko potrafią mi zaufać i zwierzają się ze swoich życiowych katastrof i przewinień wobec innych. Ja święta oczywiście nie jestem i nigdy nie byłam a jednak inni liczyli się z moim zdaniem.
Już we wczesnej młodości zdarzały mi się sytuacje gdy ktoś kto prawie mnie nie znał zwierzał mi się z jakiejś wstydliwej tajemnicy. Wówczas jednak byłam chyba zbyt roztrzepana by potrafić zrozumieć ten dar zaufania. Czasami najzwyklej na świecie nie umiałam trzymać języka za zębami. Tylko z drugiej strony kto zwierza się z wielkiej tajemnicy 15 latce.
Rodzice koleżanek mieli mnie za poukładaną i grzeczną, jakże mylne było ich pojęcie. Cóż koleżanki korzystały z mojego autorytetu wśród swoich rodziców i gdy jakaś miała przekazać rodzicom mało radosną wiadomość prosiła mnie o pomoc. Były to dość prozaiczne sytuacje "Weź powiedz mojej mamie że to nauczycielka się na mnie uwzięła", "Powiedz że też idziesz na tą imprezę, to ja będę mogła iść". Oczywiście na moich rodziców to nie działało, bo znali mnie zbyt dobrze i trzymali na krótkiej smyczy. Wtedy nie rozumiałam że wykorzystywanie zaufania przeciwko komuś jest złe, widziałam tylko korzyści jakie z tego płyną.
Dziś sytuacja jest inna, już nie widzę tych korzyści, widzę bardziej przekleństwo niż dobro z tego płynące. Dziś potrafię dochować tajemnicy, potrafię wysłuchać. Jednak wszystkie bolączki ludzkie przeżywam na równi z nimi. Nie ma większej różnicy czy spowiada mi się ktoś z rodziny czy osoba którą znam od 5 minut i w spazmach płaczu opowiada mi o mężu który zdradził i porzucił. W repertuarze historii smutnych usłyszałam tak wiele bólu że czasami chciała bym zresetować sobie pamięć. Zdrady, maltretowanie, molestowanie, poniżenie tyle łez. To wszystko gdzieś tam we mnie siedzi, czai się i od czasu do czasu wraca. Ludzkie losy bywają różne, cieszę się jeśli kogoś mogę wesprzeć choćby dobrym słowem, choćby jednym gestem. Czasami życie rozpada się nam na kawałki i potrzebujemy się wygadać, opowiedzieć wszystko to co złe, przekazać komuś a sobie ulżyć w tym bólu. Ja chyba tych historii zbyt wiele wysłuchałam i powinnam je przekazać dalej. Tylko czy mi wolno, nawet w sposób anonimowy opowiedzieć je komuś, nie wspominając imion i miejsc. Nie wiem tego.
Dziwi mnie także to niepohamowane zaufanie ludzi wobec mnie. Dziwie się że tak bezgranicznie można komuś zaufać i opowiedzieć swoje życie. Może fakt łatwiej wygadać się komuś obcemu niż rodzinie. Spowiadają mi się zarówno kobiety jak i mężczyźni z mniej lub bardziej osobistych spraw. Mój dom czasami przypomina konfesjonał, bo każda historia kończy się słowami "Ale nie mów nikomu". Nie mówię więc, tylko kiszę to w sobie. Boję się że ta czara się kiedyś przepełni i wykrzyczę te tajemnice całemu światu.
Masz rację taki dar to przekleństwo bo człowiek nosi to wszystko w sobie,a to nie jest dobre dla psychiki. To normalne, że czasem każdy ma potrzebę 'wygadania' się, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że jednocześnie zrzucając z siebie ciężar, przerzucamy go na kogoś innego.
OdpowiedzUsuńPopieram !!! Boję się że kiedyś ta czara bólu cudzego się przeleje.
UsuńSą takie osoby, do których ma się zaufanie znikąd. W szkole podstawowej pamiętam jak moja koleżanka była kimś takim. Każda jej się zwierzała, a ona potem "peplała" kto kogo "kocha". Mimo to dziewczyny chętnie jej wszystko mówiły.
OdpowiedzUsuńBędąc na studiach już nie spotykam się z czymś takim, chociaż... mam osobę, która każdemu się zwierza, idzie się przytulać do każdego (!) co jest nieco dziwne. Jej się prawie nikt nie zwierza.
Dar jaki posiadasz możesz wykorzystać. Myślę, że w pracy. Są zawody, w których osoba budząca zaufanie najlepiej się nadaje. Pomyśl o tym :)
Niby fajnie, niby ekstra, że wszyscy Ci wierzą, ufają, widzą w Tobie pokrewną duszę, ale oni się wygadają, brzemienia się pozbędą, a teraz Ty się męcz i główkuj, Macie rację, taki dar to przekleństwo...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie fochzprzytupem.blogspot.com :)
Dla mnie to przekleństwo. Jestem jak gąbka. Problemy innych przechodzą na mnie. Muszę to odreagować a nie bardzo wiem jak więc psychicznie siadam wyjąc w poduchę. Najgorzej jest jeśli nie umiem poradzić nic na problem. Zresztą boję się komuś radzić. Bo niektórzy potrzebują tylko słuchacza. Masakra.
OdpowiedzUsuń